Nie można przycinać noska na żadnej sztucznej podkładce. Służy do tego wyłącznie paznokieć wielkiego palca osoby temperującej. Ten paznokieć u Hefajstosa jest zawsze pokryty mnóstwem mniej lub więcej głębokich nacięć i skaleczeń.
Hefajstos nie pracuje wyłącznie dla idei jak Welinowicz i Konopka. Za zdolność swą i usługi każe sobie płacić. Honorarium pobiera stałe: od każdego zatemperowanego pióra bułka.
Pracuje zwykle podczas wielkiej pauzy, zasiadłszy na wierzchu ławki, przy oknie, otoczony gromadką klientów i ciekawych. Zarobione bułki a zdobywa ich na jednym posiedzeniu pięć, sześć, aż do dziesięciu chowa do teki, następnie zjada wszystkie do ostatniego okrucha.
Żarłoczność Hefajstosa jest zdumiewająca. Potrafi jeść w każdej porze i wszystko, co mu dadzą. Wygląda zaś jak głodomór. Twarz ma szeroką, kościstą, policzki zapadnięte, usta rażąco szerokie, niedomykające się, z których wyzierają duże, ostre zęby.
Prócz zwykłego temperowania, podejmuje się jeszcze ten majsterek robót wyjątkowych, takich jak woskowanie piór i ich hamburyzowanie. Te roboty wykonywa116 u siebie w domu przy pomocy sobie tylko znanych i trzymanych w tajemnicy sposobów. Pobiera za nie zapłatę wysoką, dochodzącą do całej kwarty117 ulęgałek118 lub do trzech groszy w gotówce za sztukę. To też na ten zbytek pozwalać sobie mogą tylko bogatsi i najwybredniejsi.
Tu objaśnić trzeba, że pióra woskowane odznaczają się przedziwną miękkością, a zarazem sprężystością, pozwalającą na wykonywanie najsubtelniejszych kaligraficznych cugów. Niezrównaną zaś zaletę pióra hamburyzowanego stanowi to, że atrament nigdy z niego nie spływa.
Hefajstos zdobywa sobie względy nauczycieli dostarczaniem na katedrę119 bezinteresownie rozumie się piór, doskonale temperowanych, woskowanych i hamburyzowanych.
Zupełnie odrębną kategorię artystów klasowych przedstawia Olszewski, przezwany, nie wiadomo dlaczego, kataryniarzem.
Olszewski-kataryniarz, chłopiec pod innymi względami upośledzony, asinus asinorum120, potrzebujący sześciu lat na przeciśnięcie się przez pierwsze dwie klasy jest najlepszym na całą szkołę i w specjalności swej niezrównanym piłkarzem.
Piłkarz w gwarze szkolnej oznacza człowieka wyrabiającego piłki do grania.
W miasteczku nie ma ani jednego sklepu, w którym można by kupić piłkę gotową. A ponieważ zapotrzebowań na tę rzecz jest bardzo wiele i każdy z niebieskich mundurków, których liczba do 350 dochodzi, prędzej by się obył bez jedzenia, niż bez piłki, więc uczniowie własnym przemysłem i własnymi rękoma ten przedmiot niezbędny przygotowują.
Wszystkich jednak prześcignął na tym polu Olszewski. Ten rudy, piegowaty chłopiec, z dużym zakrzywionym nosem, prowadzi jakby fabrykę piłek, którymi handluje z całą szkołą. Rzec można, że zmonopolizował w swych rękach cały handel piłkowy. Mówią też, że zarabia na tym dużo pieniędzy, które wydaje następnie na jedyną namiętność swoją: hodowlę gołębi.
O piłkach używanych w szkole P-skiej można by książkę napisać. Istnieje pięć głównych typowych ich odmian: parcianka, wyrabiana z wyprutej ze starych pończoch bawełny; przeplata się ją wąską krajką121 i oszywa grubym zgrzebnym płótnem; krowianka, z sierści krowiej przygotowana w ten sposób, że kawałek wosku umieszcza się na grzbiecie krowy, a potem dłonią kręci się go, czyli kulga dopóty, aż do wosku przylgnie tyle włosów, że utworzą piłkę, (czynność połączona z niebezpieczeństwem, gdy się natrafi na krowę ligającą122); zwijanka vel skrętka, wyrabiana ze starych gumowych czyli gumulastycznych kaloszy, które tnie się na długie, jak najcieńsze paski, te zaś paski zwija się następnie w kłębek; rzeczą główną jest skręcenie pasków tak mocno, żeby piłka tworzyła całość prawie jednolitą; dętka czarna, (odróżnić ją należy od dętki białej, będącej u uczniów w pogardzie i pozostawionej wyłącznie dziewczynom), mająca za podstawę także gumę kaloszową, przerabianą jednak odpowiednio rękami fabrykanta na masę plastyczną; lanka, rodzaj najwyższy, przez poważnych jedynie graczów używany; dla przygotowania jej krają kalosze na drobniutkie kawałeczki, gotują w ukropie i gorące jeszcze zlepiają i zaokrąglają za pomocą kręcenia pomiędzy dłońmi przy czym trzeba być zawczasu przygotowanym na bolesne oparzenia skóry, na bąble i rany.
Produktem pobocznym, przy fabrykowaniu piłek gumowych otrzymywanym, jest tak zwana guma strzelająca. Piękna to rzecz i przez znawców wysoko ceniona. Ale jak trudne, mozolne i wstrętne jest jej przygotowanie!
Kataryniarz, który usadowił się na ostatniej ławce wśród mało inteligentnego towarzystwa zjadaczów chleba (w dosłownym tych słów znaczeniu), po całych godzinach, podobnie jak i oni, porusza szczękami. Ale gdy ci wychowańcy wiejskich zaścianków mocnymi, zdrowymi zębami mielą razowiec, on żuje kawałek starego kalosza
Wiele godzin, a nawet i dni poświęcić trzeba na to niemiłe żucie, aby z twardej, śliskiej, skrzypiącej wśród zębów gumy otrzymać wreszcie do czarnego ciasta podobną, która daje się w palcach ugniatać jak wosk.
Małe kulki tego ciasta kupują na wagę złota uczniowie najmłodsi co prawda. Kupują je do zabawy. Zabawa na tym polega, że kulkę najpierw rozpłaszcza się, na kształt małego naleśnika, następnie brzegi tego naleśnika zlepiają się ze sobą jak najszczelniej, z pozostawieniem w środku pustej, a właściwie: powietrzem wypełnionej przestrzeni. Ta uwięziona kulka powietrza tworzy bąbelek, który, po naciśnięciu palcem, pęka, wydając lekki trzask
Właśnie dla owego trzasku nazywa się ta guma strzelającą.
Kataryniarz, którego kieszenie zawsze są wypchane parciankami, krowiankami, dętkami itp., zawsze również, dla chętnego i gotówką płacącego nabywcy, ma przygotowany, między zębami lub pod językiem kawałek strzelającej gumy.
Z uznaniem dla niebieskich mundurków zaznaczyć należy, że posiadając wśród siebie czterech wymienionych artystów, umieją każdemu wymierzać co mu się należy.
Konopkę wielbią, Welinowicza chwalą, Hefajstosa lubią, Kataryniarza zaś płacą i w oczy mu mówią, że jest marny geszefciarz123
VII. Nauczyciel starej daty
Dzień upalny. W klasie duszno i sennie. Tuż koło okien otwartych przelatują jaskółki z ostrym, przenikliwym piskiem.
Chłopcom oczy przymykają się do snu. Są jakby nieprzytomni od upału. Niektórzy na pół drzemią, kilku zupełnie zasnęło.
Co chwila ktoś wychodzi napić się wody przy pompie szkolnej. Wraca z włosami mokrymi, cały zmoczony. Nie tylko ugasił pragnienie, ale i głowę zimną wodą oblał. Inni patrzą nań z zazdrością, jednak naśladować go nie śpieszą. Obezwładniło ich lenistwo, nie pozwalające ruszyć się z miejsca.
Na katedrze124 siedzi Skowroński, nauczyciel polskiego, stary, gruby, z białymi włosami naczesanymi na czoło i skronie, a z tyłu spadającymi w długich pasmach na plecy. Twarz ma zawsze wygoloną, szyję owiązaną kilkakrotnie białą chustką; olbrzymie, wysunięte spod chustki kołnierzyki, w których tłuste jego policzki zwłaszcza gdy głowę pochyli do połowy się kryją. W całości przypomina owe szanowne postacie z początku stulecia, których wizerunki przechowały się na starych litografiach125.