Jednocześnie niemiecka firma fotograficzna oświadczała, że nie otrzymała listu poleconego od Ob. Niebieskiego Izydora, i dlatego poczty obu krajów poczuwają się do odpowiedzialności za zaginiony list i proponują poszkodowanemu Ob. Niebieskiemu Izydorowi odszkodowanie w wysokości dwustu złotych. Jednocześnie Poczta Polska przepraszała za zaistniały incydent.
W ten sposób Izydor stał się właścicielem sporej sumy. Sto złotych zaraz dal Misi, a za resztę kupił sobie klaser i kilka arkuszy znaczków na listy polecone.
Teraz, gdy tylko nie było odpowiedzi na jakiś list szedł na pocztę i składał reklamację. Jeżeli list odnajdywał się, musiał zapłacić 1 zł i 50 gr kosztów reklamacji. Nie było to wiele. Za to zawsze okazywało się, że któryś z dziesiątków wysyłanych przez niego listów zginął albo zapomniano go doręczyć, albo zagraniczny adresat zapomniał, że go dostał, i zdziwiony drukami, które przysyłała mu poczta, odpowiadał:non, nein, no.
Izydor otrzymywał pieniądze. Stał się pełnoprawnym członkiem rodziny. Potrafił na siebie zarobić.
Czas Kłoski
W Prawieku, jak wszędzie na świecie, są miejsca, gdzie materia tworzy się sama, sama powstaje z niczego. Zawsze są to tylko małe grudki rzeczywistości, nieistotne dla całości, a przez to nie zagrażające równowadze świata.
Takie miejsce jest przy wolskiej drodze, na skarpie. Wygląda niepozornie -jak kretowisko, jak niewinna ranka na ciele ziemi, która nigdy się nie goi. Tylko Kłoska wie o nim i przystaje w drodze do Jeszkotli, żeby popatrzeć na samotworzenie się świata. Znajduje tam dziwne rzeczy i nie-rzeczy: czerwony kamień, niepodobny do żadnego innego kamienia, kawałek sękatego drewna, kolczaste nasiona, z których potem w jej ogródku wyrastają mizerne kwiatki, pomarańczową muchę, a czasem tylko jakiś zapach. Kłoska miewa wrażenie, że niepozorne kretowisko tworzy także przestrzeń, że skarpa przy drodze powoli powiększa się i co roku Malakowi przybywa w ten sposób pola, na którym – nieświadomy niczego – sadzi ziemniaki.
Kłoska ubzdurała sobie, że któregoś dnia znajdzie tam dziecko, dziewczynkę, i weźmie ją do siebie, żeby zajęła miejsce opuszczone przez Rutę. Którejś jesieni jednak kretowisko zniknęło. Przez kolejne miesiące Kłoska próbowała przyłapać bąblującą przestrzeń, ale nic się nie wydarzyło, więc uznała, że kurek samostwarzania się powędrował gdzie indziej.
Drugie takie miejsce było podobno przez jakiś czas w fontannie na rynku w Taszowie. Fontanna produkowała dźwięki, szepty, szelesty, a czasem w jej wodzie znajdowano jakieś galaretowate mazie, zbite motki włosów, zielone części wielkiej rośliny. Ludzie uznali, że w fontannie straszy, i zburzyli ją, budując parking dla samochodów.
I oczywiście istnieje w Prawieku, jak wszędzie na świecie, miejsce, gdzie rzeczywistość zwija się, uchodzi ze świata jak powietrze z balonu. Pojawiło się na polach za górą zaraz po wojnie i od tej pory powiększa się coraz wyraźniej. W ziemi zrobił się lej, który ściąga w dół, nie wiadomo dokąd, żółty piach, kępki traw i polne kamienie.
Czas Gry
Dziwna jestPouczająca gra na jednego graczai dziwne są jej reguły. Czasami gracz ma wrażenie, że wszystko to już kiedyś poznał, że bawił się kiedyś w coś podobnego albo że zna Grę ze snów czy może z książek jakiejś gromadzkiej biblioteki, którą odwiedzał, gdy by! dzieckiem. W instrukcji tak napisano na temat Szóstego Świata:
„Szósty Świat stworzył Bóg przypadkowo, a potem odszedł. Zrobił go byle jak i prowizorycznie. W Jego dziele pełno byto dziur i niedoróbek. Nic nie było oczywiste, nic stale. Czarne przechodziło w białe, a zło wydawało się czasem dobre, podobnie dobro wyglądało często jak zło. Pozostawiony samemu sobie, Szósty Świat zaczął więc tworzyć się sam. Drobne akty kreacji pojawiały się znikąd w czasie i przestrzeni. Materia sama z siebie potrafiła zapączkować w rzecz. Nocami replikowały się przedmioty, w ziemi rosły kamienie i żyły metali, a dolinami zaczęły płynąć nowe rzeki.
Ludzie nauczyli się tworzyć siłą swojej woli i nazwali się bogami. Świat byt teraz wypełniony milionami bogów. Lecz wola podporządkowana była popędom, dlatego do Szóstego Świata powrócił chaos. Wszystkiego było za dużo, choć wciąż powstawało coś nowego. Czas rozpędzał się, a ludzie umierali z wysiłku, żeby zrobić coś, czego jeszcze nie było.
Wreszcie Bóg wrócił i, zniecierpliwiony bałaganem, zniszczył całe stworzenie jedną myślą. Teraz Szósty Świat stoi pusty i głuchy jak betonowy grobowiec."
Czas Izydora
Pewnego razu, gdy Izydor przyszedł na pocztę z plikiem listów, urzędniczka w błyszczącym fartuchu przysunęła nagle twarz do okienka i powiedziała:
– Naczelnik jest bardzo z ciebie zadowolony. Mówił, że jesteś naszym najlepszym klientem.
Izydor znieruchomiał z kopiowym ołówkiem nad blankietem reklamacyjnym.
– Jak to? Przecież narażam pocztę na szkody. Ale to wszystko zgodnie z prawem, nie robię nic złego…
– Ach, Izydorze, ty nic nie rozumiesz. – Zaszurało odsuwane krzesło i kobieta wychyliła się do połowy przez okienko. – Poczta na tobie zarabia. Dlatego naczelnik się cieszy, że ktoś taki jak ty znalazł się właśnie w naszej placówce. Widzisz, umowy między państwami są takie, że za każdy zagubiony list międzynarodowy poczty obu krajów płacą po połowie. My ci płacimy w złotych, a oni w markach. My tobie te marki przeliczamy po państwowym kursie, wszystko według przepisów. Zarabiamy i my, i ty. Właściwie nikt też nie traci. No co, nie jesteś zadowolony? Izydor bez przekonania kiwnął głową.
– Jestem.
Urzędniczka wycofała się z okienka. Wzięła od Izydora blankiety reklamacji i zaczęła je mechanicznie stemplować.
Kiedy wrócił do domu, przed domem stał czarny samochód. Misia już czekała przy drzwiach. Twarz miała szarą i nieruchomą. Izydor od razu wiedział, że stało się coś strasznego.
– Ci panowie są do ciebie – powiedziała Misia drewnianym głosem.
W pokoju przy stole siedziało dwóch mężczyzn w jasnych prochowcach i kapeluszach. Chodziło o listy.
– Do kogo piszesz listy? – zapytał jeden z mężczyzn i zapalił papierosa.
– No, do firm turystycznych…
– To śmierdzi szpiegostwem.
– A co ja bym miał do szpiegowania? Chwała Bogu, wie pan, jak zobaczyłem samochód, myślałem, że coś się stało dzieciom…
Mężczyźni wymienili spojrzenia i ten z papierosem popatrzył na Izydora złowrogo.