Tokarczuk Olga - Prawiek i inne czasy стр 45.

Шрифт
Фон

Przy furtce powiedział Pawłowi, że na czarnym rynku można dostać antybiotyk. To słowo zabrzmiało magicznie, jak żywa woda z bajek, więc Paweł wsiadł na motor. W Taszowie dowiedział się, że umarł Stalin.

Brnął przez topniejący śnieg do domu Uklei, ale nie zastał tam nikogo. Poszedł więc na rynek, do komitetu, szukać Widyny. Sekretarka miała zapuchnięte od płaczu oczy i powiedziała mu, że sekretarz nie przyjmuje. Nie chciała go wpuścić dalej. Paweł wyszedł więc na zewnątrz i rozglądał się bezradnie po miasteczku. „Ktokolwiek już umarł i ktokolwiek jeszcze umrze, Taszów jest pełen śmierci" – pomyślał. Przyszło mu do głowy, żeby po prostu napić się wódki. Zaraz, natychmiast. Nogi go same zaniosły do restauracji „Zacisze" i od razu podszedł do bufetu, za którym talią osy i ogromnymi piersiami pyszniła się Basia. W gęste włosy wpięła kawałek koronki.

Paweł miał ochotę wejść za kontuar, żeby przytulić się do jej pachnącego dekoltu. Nalała mu setkę.

– Słyszałeś, co się stało? – zapytała. Wychylił wódkę jednym haustem, a Basia podsunęła mu talerzyk ze śledziem w śmietanie.

– Potrzebuję antybiotyku. Penicyliny. Wiesz, co to jest?

– Kto jest chory?

– Moje córki.

Basia wyszła zza bufetu i narzuciła palto na ramiona. Poprowadziła go uliczkami w dół, do rzeki, między małe domki, które pozostały po Żydach. Jej mocne nogi w nylonowych pończochach przeskakiwały rozmokłe kupki końskiego łajna. Przed jednym z takich domków przystanęła i kazała mu poczekać. Wróciła po minucie i wymieniła sumę. Była zawrotna. Paweł dal jej zwitek banknotów. Po chwili trzymał w dłoni małe tekturowe pudełeczko; z napisu na wierzchu zrozumiał jedynie słowa:made in the United States.

– Kiedy do mnie wpadniesz? – zapytała, gdy wsiadał na motor.

– Nie teraz – powiedział i pocałował ją w usta.

Wieczorem dziewczynkom spadła gorączka, a następnego dnia wyzdrowiały. Misia wymodliła od Matki Boskiej Jeszkotlowskiej, Królowej Antybiotyków, to nagłe ozdrowienie. W nocy, gdy sprawdziła, że mają chłodne czoła, wsunęła się pod kołdrę Pawła i przytuliła do niego całym ciałem.

Czas lip

Przy Gościńcu, który wiedzie od Jeszkotli aż do szosy kieleckiej, rosną lipy. Tak samo wyglądały na początku, tak samo będą wyglądać na końcu. Mają grube pnie i korzenie, które sięgają głęboko w ziemię, gdzie spotykają się podstawy wszystkiego, co żyje. Zimą ich potężne konary rzucają ostre cienie na śnieg i wyznaczają godziny krótkiego dnia. Wiosną lipy wypuszczają miliony zielonych liści, które sprowadzają na ziemię słońce. Latem ich wonne kwiaty przyciągają chmary owadów. Jesienią lipy dodają czerwieni i brązu całemu Prawiekowi.

Lipy, jak wszystkie rośliny, żyją wiecznym snem, którego początek tkwi w nasieniu drzewa. Sen nie rośnie, nie rozwija się wraz z nim, zawsze jest taki sam. Drzewa są uwięzione w przestrzeni, lecz nie w czasie. Od czasu uwalnia je ich sen, który jest wieczny. Nie rosną w nim uczucia, jak we śnie zwierząt, nie rodzą się obrazy, jak we śnie ludzi.

Drzewa żyją poprzez materię, poprzez przepływanie soków z głębi ziemi i odwracanie liści ku słońcu. Dusza drzewa odpoczywa po wieloistnych wędrówkach. Drzewo doznaje świata tylko dzięki materii. Burza jest dla drzewa ciepło-zimnym, leniwie-gwałtownym strumieniem. Kiedy nadchodzi, cały świat staje się burzą. Dla drzewa nie ma świata przed burzą i po burzy.

W czterokrotnych przemianach pór roku drzewo nie wie, że istnieje czas i że te pory następują po sobie. Dla drzewa wszystkie cztery jakości istnieją razem. Częścią lata jest zima, częścią wiosny – jesień. Częścią gorąca jest zimno, częścią rodzenia się jest śmierć. Ogień jest częścią wody, a ziemia jest częścią powietrza.,

Drzewom ludzie wydają się wieczni – od zawsze przechodzą przez cień lip na Gościńcu, ani zastygli, ani ruchomi. Dla drzew ludzie istnieją wiecznie, ale znaczy to tyle samo, jakby nigdy nie istnieli.

Łoskot siekier, grzmot pioruna naruszają wieczny sen drzew. To, co ludzie nazywają ich śmiercią, jest tylko chwilowym zakłóceniem snu. W tym, co ludzie nazywają śmiercią drzew, jest zbliżanie się do niespokojnego istnienia zwierząt. Im jaśniejsza, im przenikliwsza jest bowiem świadomość, tym więcej w niej lęku. Lecz drzewa nigdy nie osiągną królestwa niepokoju zwierząt i ludzi.

Kiedy drzewo umiera, jego sen bez znaczeń i wrażeń przejmuje inne drzewo. Dlatego drzewa nigdy nie umierają. W niewiedzy, że się istnieje, jest wyzwolenie od czasu i śmierci.

Czas Izydora

Kiedy z Prawieku odeszła Ruta i stało się jasne, że nie wróci, Izydor postanowił wstąpić do klasztoru.

W Jeszkotlach były dwa zakony – żeński i męski. Zakonnice zajmowały się domem starców. Często widywał je, gdy rowerem woziły zakupy ze sklepu. Na cmentarzu dbały o zapomniane groby. Ich kontrastowe, bia-ło-czarne habity odbijały się od rozmytej szarości reszty świata.

Zakon męski nosił miano reformatorów Boga. Izydor, zanim się tam wybrał, długo obserwował smutny, surowy budynek, ukryty za rozwalającym się kamiennym murem. Zauważył, że w ogrodzie cały czas pracują ci sami dwaj zakonnicy. Uprawiali w milczeniu warzywa i białe kwiaty. Tylko białe – lilie, przebiśniegi, anemony, białe piwonie i georginie. Jeden z zakonników, pewnie ten najważniejszy, bywał na poczcie oraz robił zakupy. Reszta musiała być na zawsze zamknięta w tajemniczym wnętrzu. Oddawała się Bogu. Właśnie to najbardziej podobało się Izydorowi. Być oddzielonym od świata, zanurzonym po szyję w Bogu. Poznawać Boga, badać porządek dzieła, które stworzył, i odpowiedzieć wreszcie na pytanie, dlaczego odeszła Ruta, dlaczego zachorowała i umarła matka, dlaczego umarł ojciec, dlaczego na wojnie zabijano ludzi i zwierzęta, dlaczego Bóg pozwala na zło i cierpienie.

Gdyby przyjęto Izydora do zakonu, Paweł nie nazywałby go już darmozjadem, nie drwiłby z niego i nie przedrzeźniał. Izydor nie musiałby oglądać tych wszystkich miejsc, które przypominały mu Rutę.

Zwierzył się ze swojego zamiaru Misi. Roześmiała się.

– Spróbuj – powiedziała, podcierąjąc dziecku pupę.

Poszedł do Jeszkotli następnego dnia i staroświeckim dzwonkiem zadzwonił do drzwi klasztoru. Długo nic się nie działo – chyba była to próba jego cierpliwości.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Популярные книги автора

E. E.
0 44